Absolutny must have!
To jest mój plecak, prawda, że fajny? Niebieski, wygodny i ma takie fajne przywieszki z pokazów lotniczych…. ale nie o plecak się w tym wpisie rozchodzi. Może to być plecak, może być damska torebka – obojętne. Chodzi o zawartość.
Nie będę pisała także o tym, że noszę gumy do żucia, długopisy, płyn do dezynfekcji rąk, siedem kasztanów, jedną szyszkę, parę rysunków dziecka, trzy kamienie, chusteczki higieniczne czy majtki dla dziecka jak mu się zdarzy nie zdążyć… Wszystkie mamy same dobrze wiedzą jakie skarby mieszczą się w ich torebkach i plecakach. O czym jest w takim razie ten wpis?
Sprawa jest prosta. Niejednokrotnie ja i Wy widzieliście dziecko z rodzicami w poczekalni u lekarza, czy na przykład restauracji gdzie siłą rzeczy trzeba poczekać chwilę, lub w jakimkolwiek innym miejscu gdzie ciężko zapewnić dziecku odpowiednią rozrywkę zwaną „zajmowaczem czasu”.
Fajnie jest jak rodzina wtedy rozmawia. Niestety takie widoki są coraz rzadsze. Częściej widujemy obrazki gdy rodzina zamiast się integrować, rozmawiać, zajmować się sobą, dziećmi siedzi i lustruje okoliczne stoliki, ludzi… No dobrze taka obserwacja to pół biedy. Cała bieda zaczyna się w chwili gdy mama, tatuś i dzieci…każde z osobna przyklejone jest do swojego smartfona. To już nawet nie jest smutne – tylko wręcz przerażające.
Chciałabym Wam pokazać dziś mój absolutny must have, który zawsze, ale to zawsze mam w moim plecaku. I to nie tylko dlatego, że mam dziecko w terapii, ale głównie dlatego aby uniknąć właśnie takich sytuacji – przyklejenia się do smartfona, a tymczasem dziecko dostaje szału z nudów w oczekiwaniu na obiad w restauracji czy wejście do gabinetu lekarza.
Te przedmioty przydadzą się zawsze, wszędzie, w każdej sytuacji, bo można je wykorzystać na wiele sposobów i…nie zajmują dużo miejsca.
Pierwszym i niekwestionowanym liderem są: liczmany. W małym plastikowym pudełku wielkości może z dwóch pudełek od zapałek mieści się 100 kolorowych patyczków i ogrom możliwości. Możemy je kategoryzować ze względu na kolor, wykluczać ze zbioru, układać i kontynuować sekwencje, a nawet odwzorowywać figury ułożone przez mamę. Kosztowały mnie… 4 zł i kupiłam je w kiosku ruchu.
Absolutny hit numer dwa to… piankowe naklejki. W domu trzymam je plastikowym pudełeczku, przed wyjściem szybko przesypuję do woreczka strunowego.
Kategoryzujemy ze względu na kolor, sposób poruszania, oraz na przykład wybrane cechy. Układamy i kontynuujemy sekwencje, układamy i opowiadamy historyjki. Kupiłam w jakimś supermarkecie za ok. 8 zł.
A jak już jesteśmy przy opowiadaniu historyjek. Zawsze noszę też ze sobą dosłownie parę kart z pudełka „opowiem ci mamo” wyd. Alexander. Związuję gumką recepturką i noszę w plecaku, czasowo wymieniając historyjki. Są to grubsze, trwałe kartoniki, które łatwo nie ulegną zniszczeniu fruwając w torebce.
Układamy, opowiadamy historyjki, wzbogacamy słownik.
Kolejnym hitem w moim plecaku są patyczki laryngologiczne. Narysowałam na nich flamastrem kolorowe figury geometryczne, związałam gumką recepturką…i jest to pomoc którą Milena wprost uwielbia. Prawdę mówiąc nie mam zielonego pojęcia dlaczego? Wydaje mi się, że to może mieć coś wspólnego z tym, że układa patyczki, ale to tylko moje domysły.
I tak samo jak z liczmanami: kategoryzujemy ze względu na kolor, figurę, wykluczamy ze zbioru, układamy i kontynuujemy sekwencje.
Takie niby zwykłe patyczki, parę krzywych figur w pośpiechu narysowanych przez mamę, a zajęcie na bez mała 30 minut.
Nasze kolejne absolutne hity z mojego plecaka to mini układanka trenująca analizę i syntezę wzrokową „Misiu Zdzisiu”. Układanka wielkości ze 4 czy 3 pudełek od zapałek o szalonej cenie około 3 zł. Układanka jest naprawdę rewelacyjna, wciągająca i wcale nie tak banalnie prosta jak nam się wydaje – spróbujcie sami 😉
Gier karcianych Czarny Piotruś nie muszę reklamować. Sami dobrze wiecie jakie są świetne a do tego zajmują mało miejsca. tutaj chciałam pokazać Wam tylko naszą ulubioną czyli – przeciwieństwa.
Jako ostatnią z działu must have są układanki z figur geometrycznych od wyd. Arson. Służą do opanowania umiejętności układania wg wzoru obrazów z figur geometrycznych, układania tych obrazów z pamięci oraz rozwijaniu wyobraźni poprzez tworzenie własnych kompozycji. Dziecko utrwala nazwy figur geometrycznych oraz różnicuje ich wielkości.
Wyjęłam z pudełka (bo nieporęczne i za duże), przerzuciłam do woreczka strunowego i zawsze mam je przy sobie. Noszę w plecaku zawsze także bańki mydlane – nie znam dziecka które nie lubi baniek mydlanych. A jeśli nie lubi to myślę, że rodzice nie nauczyli go jaka to wspaniała zabawa dmuchać bańki, biegać po trawie i łapać bańki na wyścigi.
A jakie są Wasze must have, które zawsze macie przy sobie?